De Profundis
Nie znałem Majora ani Andy'ego Peperskiego, jak mówił o sobie Andrzej Przybielski. Usłyszałem o nim sięgając po wspólną jego płytę z Sing Sing Penelope pt. "Stirli People". Kim był ten znakomity trębacz i wielka osobowość dowiedziałem się tak na prawdę za sprawą tego albumu: "De Profundis" Andrzej Przybielski with Oleś Brothers.
Moja niewiedza nie jest bynajmniej chwalebna, bo szalona, pognieciona, pomazana karta w historii polskiego jazzu, zapisana ręką Przybielskiego wisi lub wisieć powinna w eksponowanym miejscu, w złotej ramie. Debiutował na składance "New Faces in Polish Jazz - Jazz Jamboree 1969". Później jego trąbki zarejestrował Czesław Niemen, na płycie "Marionetki". W podobnym składzie, z Józefem Skrzekiem i Apostolisem Anthimosem zadął na dwóch płytach SBB. Po drodze nagrał muzykę Krzysztofa Knittla do słynnego spektaklu Teatru Telewizji "Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna", wreszcie Tomasz Stańko zaprosił go na Pyeotl i Witkacego. Potem po nauki do Przybielskiego przychodzili grzecznie yassowcy: Tymon Tymański, Jerzy Mazzoll, Tomasz Gwiciński a także Kazik Staszewski, Stanisław Soyka i wielu, wielu innych. Od początku lat 90tych życia od Przybielskiego uczyli się bracia Olesiowie - Marcin i Bartłomiej "Brat" - muzycy, których przedstawiać nie trzeba.
9 lutego tego roku Andrzej Przybielski zmarł. O tym, jak barwne prowadził życie przeczytać można tutaj lub tutaj, z relacji naocznych świadków. Tutaj zaś można przeczytać piękne wspomnienie o Trębaczu autorstwa Marcina Olesia.
Dokładnie trzy miesiące później, do rąk słuchaczy trafia płyta "De Profundis" - ostatnie wspólne nagranie Andrzeja Przybielskiego z Braćmi Oleś, zarejestrowane w zeszłym roku w Bydgoszczy. "De Profundis" czyli z głębokości, z otchłani. Jak mówi Brat Oleś: Andrzej chciał by nagranie nosiło właśnie taki tytuł.
Album jest rejestracją koncertu, który odbył się 26go kwietnia 2010 roku w bydgoskim Art Cafe "Węgliszek". Muzyka jaka tam rozbrzmiała była kameralna, malarska, choć melodyjnością zapadająca w pamięć. Najważniejsze jest tu jednak brzmienie, sam ton, tembr, barwa, charakterystyczna, dla każdego z tej wspaniałej trójki z osobna i to, co się między nimi przez te, zaledwie trzy kwadranse, wydarza - a tego nikt słowami nie opisze.
W pierwszym zdaniu tego tekstu przyznałem się do wstydliwej niewiedzy z dziedziny, którą się zajmuję. Ośmielić tym chciałem innych jazzfanów młodszego pokolenia, którzy w swoich muzycznych podróżach Majora Bochemusa dotąd nie napotkali. Trafić na jego muzykę nie jest z resztą sprawą prostą - jedna autorska płyta "W sferze dotyku" nie doczekała się dotąd kompaktowej reedycji. "De Profundis" to, tylko przez nieszczęśliwe okoliczności, piękny hołd złożone wybitnemu Trębaczowi. Muzycznie jest to jednak wspaniała kapsuła czasu, muszla zawierająca niezwykłe, liryczne, choć jakby mówiące, gadające, podśpiewujące, szwarne, szeleszczące, powietrzne brzmienie trąbek Andrzeja Przybielskiego, w towarzystwie młodych, znakomitych muzyków, którzy go rozumieją i potrafią wnieść siebie w jego świat. De Profundis ad infinitum.
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.