Inner Conflicts
Billy Cobham idzie przez życie jak burza. Najpierw rozsadzał bopowy koncept Horace’a Silvera swoim podszytym wojskowym drylem bębnieniem, potem zrobił furorę z braćmi Brecker jako Dreams, by zrobić jeszcze większa na sesjach u Milesa Davisa, a dalej objawić się jako najpotężniejszy pałker świata w Mahavishnu Orchestra. Po paru latach grywania w cudzych bandach Cobham postanowił zostać liderem i wydawać co najmniej płytę rocznie.
Ale zostawmy już jego bogatą historię, a przejdźmy konkretnie do roku 1978. Cobham przeżywał wtedy szczyt swojego złoty okres – świeżo co nawiązał mocne więzi z Alphonso Johnsonem, ex-Weather Report, młodziutkim Scofieldem i, co najważniejsze, z Georgem Dukiem pod banderą Billy Cobham & George Duke Band. Do tego powstała bardzo nowatorska, czerpiąca gdzieś tam ze współczesnego wówczas rocka płyta „Magic”, był kapitalny występ na Montreux w 1978 i jeszcze koncertowy album z mocno popularnym wówczas Tomem Scottem. „Inner Conflict” różni się od poprzednich nagrań, ale to cały czas ta sama formuła – grać elektryczny jazz na całego!
Album zaczyna się bardzo dziwnie. Mamy prawie 11-minutowy duet… perkusji z syntezatorami, a konkretnie sekwenserami. Taki eksperyment brzmiałby świeżo 10 lat wcześniej, tu wydaje się mocnym dziwactwem i trochę nieudolną próbą znalezienia nowej formuły na ekspozycję swojego solowego bębnienia. Zabawa z przepuszczaniem perkusji przez efekty na „Total Eclipse” bardziej do mnie przemawiała.
Ale dalej jest już klasyczny, jazz-rockowy Cobham – elektryczny, eklektyczny, latynoski. „Muffin Talks Back” miażdży basem i pikantnymi solówkami Scofielda, a odpręża lekkimi jak piórko wstawkami Grolnicka na Fender Rhodesie. „Nickel And Dimes” brzmi jak hołd dla wczesnych, orkiestrowych nagrań Deodato (dołączają się tu bracia Brecker, Ernie Watts, Julian Priester w sekcji dętej i Ruth Underwood na marimbie i ksylofonie). Szkoda tylko, że tak mało głosu oddano dęciakom, bo ponownie powtarza się formuła dominacji elektrycznego piana i gitary.
„El Bario” to z kolei coś, co słyszeliście setki razy na płytach Airto Moreiry i uciekinierów z Brazylii – długi, egzotyczny wstęp na przeszkadzajkach i zwieńczenie w rytmach samby. Prawdziwa perełka czeka na końcu. Kwartet z Georgem Dukiem (podpisanym jako Dawilii Gonga), przywołujący klimat „Crosswinds” z wcześniejszej dyskografii Cobhama. Jest w końcu akustyczna gitara, zamiast elektrycznej, jest i genialny Duke za syntezatorem serwujący swoje rozpoznawcze brzmienie i jedną z ciekawszych solówek, jakie pozostawił na płytach w latach 70.
„Inner Conflicts” to bardzo fajny dodatek dla tych, którym bliski jest ten ostry, funkujący puls fusion z lat 70., choć to zdecydowanie nie najlepsza płyta Cobhama. Album dostępny jest na razie wyłącznie w wersji japońskiego importu, ale obstawiam, że w tym roku trafi do tej świetnej serii Atlantic z japońskim paskiem, który można znaleźć w polskich sklepach za 20zł.
1. Inner Conflicts, 2.The Muffin Talks Back, 3. Nickels And Dimes, 4. El Barrio, 5. Arroyo
- Aby wysyłać odpowiedzi, należy się zalogować.